Q nie wierzył własnym oczom. Nie wierzył
też oczom innych, dlatego pofatygował się osobiście, żeby sprawdzić, czy pogłoski nie
są przesadzone. Nie były. Więcej, nawet w połowie nie oddawały rzeczywistości. Kolejka
wiła się po całej pustyni, omijając niewielkie wydmy i niknęła za horyzontem.
„Toż to stania na całe lata” stwierdził.
A potem wzruszył ramionami. Co lepszego miał w sumie do roboty. Ruszył raźnym
krokiem i zajął miejsce na końcu kolejki.
Czas mijał…
Ogonek powoli przesuwał się do przodu. Q wciąż jeszcze nie widział jego
początku. A kiedy w pewnej chwili zerknął za siebie, okazało się, że nie widzi
również końca. Fakt, że otaczał go niezmienna pustynia, że miejsce w którym
stał dwa dni wcześniej niczym nie różniło się od miejsca, które zajmował
obecnie, potęgował wrażenie nudy. I to chyba właśnie z nudów zaczął
przysłuchiwać się rozmowie, którą toczyły stojące tuż przed nim dziewczyny.
- A ty?
- Ja byłam boginią plemienia Dajmailów.
- Nigdy o nich nie słyszałam.
- Zamieszkiwali przed wiekami żyzne łąki Sahary.
- Ale przecież Sahara to pustynia!
- Teraz już tak. Nie twierdzę, że byłam dobra w swojej robocie.
Czas mijał…
- A widziałaś tego wielkiego, zielonego?
- Wszyscy widzieli. To trzeba mieć tupet, żeby tak się pchać z tymi wszystkimi
mackami między porządnych bogów.
„Dobrze, że zrezygnowałem z piór i łusek” pomyślał Q i wygładził klapy
marynarki. Lekki, sportowy garnitur słabo sprawdzał się na pustyni, ale
przynajmniej wyglądał elegancko.
Czas mijał…
Gdzieś z przodu wybuchło nagłe zamieszanie. Siwowłosy, długobrody starzec
wołał: „Nie, nie było żadnych bogów przede mną!” i wymachiwał sękatym kosturem,
który dziwnie jakoś nie pasował do ciuchów od Armaniego, które staruszek miał
na sobie.
- Co tam się stało?
- Pewnie znowu ktoś próbował wcisnąć się do kolejki.
- Jak ten cwany blondasek z młotem jakiś czas temu?
- Dokładnie. Dobre sobie – hydraulik!
Czas płynął…
Wreszcie coś zaczęło się zmieniać. Początkowo Q widział tylko niewielką
plamkę zieleni pośród piasków. Po kilku dniach plamka zmieniła się w plamę, a
ta z kolei, po kolejnych kilku dniach, w niewielką oazę. Minął jeszcze tydzień
i wyraźnie było widać niewielką chatkę pośrodku oazy. To do niej właśnie
zmierzała niekończąca się kolejka bóstw.
W końcu był już tak blisko, że mógł przeczytać napis na szyldzie
umieszczonym nad drzwiami chatki:
„Ostatni wierny!
Uwierzę w Ciebie!!
Prawdziwie szczere modlitwy!!!
Cennik…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz